W ub. roku zobaczyłem ten film na TVP2. Nie było na co patrzeć, bawiłem się pilotem, pomyślałem sobie - zobaczę co to za badziew serwują pt. "Skazany na bluesa"... (za bluesem nigdy nie przepadałem). Po chwili zorientowałem się że to o tym całym Dżemie, który kojarzył mi się z narkomanem, długimi włosami, jakimiś przepoconymi łachmanami. Ze średniej szkoły pamiętam naszywki fanów na "lotniczych" tornistrach i zawsze myślałem że to jakieś niszowe zespoły rockowe. Nie przełączyłem tylko dlatego, że film zaczynał się mocnymi śląskimi akcentami i - jako że sam jestem rodzonym hanysem - postanowiłem "trochę" popatrzeć. Obejrzałem cały film i długo myślałem o Riedlu, jego piosenkach, historii. Ten film kompletnie przewartościował moje nastawienie do Dżemu. 9/10.
qrcze u mnie się tak nie stało. Jak nie lubiłem dżemu tak też nie lubię, bluesa też jakoś nie specjalnie trawię, ale sam film pozostał i pozostanie w pamięci na pewno. BTW, ciekawa postać tego Ryśka, dość barwna i dekadencyjna osobowość. Lecz co jak co, IMHO było to tylko i wyłącznie skutkiem nadużywania browna i innych kompotów.
Bo to nie jest film o bleuesie tylko o jednej z najlepszych grup muzycznych utworzonych na tym świecie zwanej Dżem a dokładniej o wokaliście tegoż zespołu Ryszardzie Riedlu ;)
No bardzo barwna jak cholera, brał narkotyki, śpiewał, brał, ożenił sie, brał narkotyki, urodziło sie dziecko, brał narkotyki, śpiewał, brał narkotyki, umarł. Film fatalnie poprowadzony, przesyt muzyką, nawet czasem dialogów nie szło słuchać zagłuszanych muzyką. Początkowo dwie daty, a potem żadnych dat, miejsc nie wiadomo gdzie co kiedy i po jakim czasie sie działo. Koncerty ni z gruchy ni z pierruchy nagle są ? ale nic o nich nie wiadomo, o tworzeniu piosenek. Przyszedł zaśpiewał i git już zespół o którym prawnie nic nie wiem po obejrzeniu filmu. Dżemu nigdy nie słuchałem wiec obiektywnie patrzyłem na to jako film a nie jakiś fan lub antyfan.
Zgadzam się, powinni być konsekwentni w podawaniu dat- albo są, albo ich nie ma. to samo z koncertami, pojawiały się znikąd. Co do tego przesycenia muzyką to chyba nie do końca prawda, a zresztą wiele osób sądzi, że muzyka jest najlepszą rzeczą w tym filmie.
Ten film musiał być zrobiony z muzyką Dżemu; nie czułem że jest przesycony - wręcz przeciwnie, podobało mi się im dłużej oglądałem (słuchałem:) ) bo miałem ich muzyczny przekrój na talerzu. Bez tego podkładu, to jak jeść zupę bez łyżki...
Słucham na okrągło Victorii, muszę przyznać - choć żaden ze mnie ekspert - że miał bardzo oryginalną barwę głosu, taką jakąś szorstko-rockową i aksamitną zarazem. Ni to piękna ballada, ni to zalatuje zeppelinami... Szkoda, że przepadł przez to g.... Gdyby koncertowali do końca (życia), jednym tchem wymieniano by go z Niemenem, German.... Żałuję.