Można by tak wymieniać długo wszelkie niedociągnięcia reżyserki, zarzucać zbyt pałubiczne czy brutalne przekwalifikowanie życiorysu Riedela na fabułę filmu, jednak... W takich wypadkach jak ten, wypada prosić los tylko o jedno: "niechże film o tym ludzkim człowieku ma prawdziwie ludzki klimat!". "Skazany na bluesa" czuje tego bluesa i to jest chyba właśnie jego największa zaleta. Potencjalny "film zbójecki", jak to mawiali w okresie Sturm und Drang. Oto potwierdzenie płynące z autopsji: film na tyle wiarygodny, że zdołał niegdyś wskazać jednemu nudnemu i znudzonemu (los wie, co bardziej) gnojowi trochę tego "ludzkiego" świata. Pięknego, bo trudnego. Amen.
Piękny film. Oczywiście, że nie musi oddawać w szczegółach życiorysu Riedla (sic! grzegorzglowny). To nie dokument, tylko dzieło artysty. Mnie dziwi tylko jedno. Jak Kot zagrawszy taką rolę, może potem rozmieniać się na "wyjazdy integracyjne"... Rozumiem, że jeść coś trzeba, ale na miłość boską....
Jeść jak jeść... Pamiętać trzeba, że koty mają skłonność do włóczęgi "gdzie łapy poniosą", czasem balansując na granicy dobrego smaku. Kto wie, czy okres kręcenia "Wyjazdu..." nie pokrywał się przynajmniej po części z okresem marcowym. Ruja sprzyja integracji (tak właśnie!) i nawzajem, tzn. wniosek mógłby być następujący: z naturą nie wygrasz...
Znaczenia słowa "reżyserka":
"1. pomieszczenie w studiu radiowym lub telewizyjnym będące miejscem pracy reżysera;
2. potocznie: zajęcie reżysera;
3. kobieta zajmująca się reżyserią, odpowiedzialna za całokształt sztuki teatralnej, filmu, audycji radiowej itp." (sjp.pl)
Ośmielam się sądzić, że chodziło o drugie znaczenie.